Zostałem
niejako wywołany do tablicy, jeśli chodzi o rodzinę Costazza.
Napisał
do mnie niedawno Andrzej Costazza, który posiada trochę informacji o tej
rodzinie. A więc do rzeczy.
Józefa Costazza mieszkała z mężem przed
wojną w Delejowie przez kilka lat. Potem zamieszkali w Mariampolu, mieli
tam sklep rzeźnicki. Męża Józefy zabrali na front. Niedługo po tym
wyjechała z rodziną do Stanisławowa. Tam mieszkała przy ul. Lipowej. Jej
córka Ludomira walczyła na froncie w tzw. "Platerówkach". Mąż Józefy
zaginął, bądź zginął w czasie wojny. W każdym bądź razie z wojny już nie
wrócił.
Rodzina Costazza wyjechała na zachód. Osiedlili się najpierw
w Jenińcu pod Gorzowem, jednak praca na roli nie okazała się ich
powołaniem i ostatecznie osiedli w Szczecinie. Zamieszkali w dzielnicy
Pogodno. Jako frontowcy otrzymali piękny dom. Ludomira wcześniej poznała
Władysława Pławskiego, starszego brata mojego ojca. Niedługo potem
wzięli ślub. Siostra Ludomiry, Zdzisława zamieszkała też w Szczecinie,
lecz w innej dzielnicy. Wyszła tam za mąż za Węgra Ferencsa Redla.
Mąż
Józefy był z pochodzenia Włochem. Podobno był bardzo pogodnym i
towarzyskim człowiekiem. Był bardzo lubiany. Wiem też, że był bardzo
przystojnym i wysokim mężczyzną.
Józefa była bratową mojej babci
Olgi. Mąż babci Olgi byl bratem Józefy, tzn. że miała ona panieńskie
nazwisko Wenne. Józefa była dla mojej mamy ciocią.
Z opowiadań mojej
mamy dowiedziałem się, że Józefa będąc jeszcze na wschodzie, często
udzielała schronienia różnym uciekinierom i uchodźcom, m.in. Węgrom,
Francuzom, Czechom, Niemcom. Od nich to nauczyła się mówić po węgiersku i
francusku.
Syn Józefy - Arnold był bardzo podobny do swego ojca, miał czarne falowane włosy.
Na
kanwie wspomnień o rodzinie Costazza, moja mama przypomniała sobie kilka
ciekawych wątków dotyczacych tej bardzo ciekawej rodziny:
Józefa Costazza
przybyła po wojnie do miejscowości Klenica gm. Trzebiechów, obecne woj,
lubuskie. Miała tam duży dom ze sporą posiadłością. Gdy już sprzedała
majątek, podzieliła go między dzieci. Kamienicę z przyległościami
przejęły siostry zakonne. Józefa wraz ze swą rodziną wyjechała do
Szczecina, zamieszkali w pięknej i spokojnej dzielnicy- Pogodno. Zmarła
tam w latach 70-tych, jest pochowana na miejscowym Cmentarzu
Centralnym.
Jej córką była zmarła niestety w styczniu tego roku ( 2007) Ludomira Pławska z domu Costazza. Tak samo zresztą jak jej siostra Zdzisława Redl, która pochowana została latem tego roku.
Życiorys
Ludomiry był bardzo fascynujący, równie ciekawy, jak jej matki. W
czasie wojny zaciągnęła się do oddziału tzw. "Platerówek". Z oddziałem
tym przeszła cały szlak bojowy aż do Berlina. Prowadziła po wojnie wraz
ze swym mężem Władysławem Pławskim wytwórnię napojów
gazowanych. W roku 1989 wyjechała do Niemiec, do swej córki. Miała tam
pozostać na stałe, wróciła jednak do kraju, aby tu umrzeć w styczniu
2007 roku.
Inne ciekawe fakty, o których w ostatnich dniach opowiadała moja mama:
Żańcia Hohendorffowa
(o której wcześniej tu wspominałem) z Byszowa była bardzo dobrą
kobietą- wybudowała dla swej służby osobne domy. Ojciec mojej mamy- Grzegorz Wenne
bardzo dobrze ją wspominał. Z tej racji, że handlował końmi, bardzo
często wymieniał się końmi z panią z Byszowa, miał na to jej zgodę.
Zresztą rodziny Wenne i Hohendorffów żyły w dosyć dobrej komitywie.
Niestety, los z panią hrabiną obszedł się wyjątkowo okrutnie-
zamordowana przez Sowietów, pochowana została byle gdzie i bez pogrzebu.
Dopiero po jakimś czasie udało się odprawić jej normalny pogrzeb, i
pochowano na miejscowym cmentarzu. Cóż z tego, skoro powtórnie, tym
razem za sprawą hien cmentarnych, jej grób został sprofanowany,a
tablica z jej nagrobka została zniszczona. Dzisiaj niewiele pozostało z
nagrobka tej szlachetnej kobiety, która tyle dobrego uczyniła dla
miejscowej społeczności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz