Rodzina Wenne.

Rodzina Wenne to rodzina mojej mamy i jej przodków. Skąd to nazwisko? Po wielu badaniach stwierdziłem iż ma ono niemiecki rodowód, a sama rodzina pochodziła z Bawarii.
Ale może po kolei.

Otrzymałem w ostatnim czasie bardzo ciekawą informację na temat rodziny Wenne. Z materiału tego wynika, że rodzina ta miała swoją siedzibę rodową w hrabstwie Fifeshire w Szkocji. Rodzina ta występowała pod nazwiskami: Wenne,Wemyss, Weems, Wemys i inne. Jest to stara rodzina szkockich Celtów mająca swe początki około 1423 roku. Tytułowali się jako Wenne z Uamch, lub z Gaelic.Zawierucha dziejowa sprawiła, że rodzina ta rozprzestrzeniła się na takie kraje jak Anglia, Holandia, Niemcy( Bawaria), Galicja (Przemyśl, Tarnów, pow.halicki). Rodzina ta miała nawet herb rodowy- był to czerwony lew na żółtym tle, całość w otoczeniu ozdób żółto- czerwonych. Jeśli mi się uda, to opublikuję za jakiś czas ten herb.

 O moich dziadkach...

    Ojciec mojej babci Olgi- Władysław Studziński, pracował w posiadłości Lubomirskich w okolicach Przemyśla jako zarządca ich majątku. Gdy dowiedział się o parcelacji gruntów w okolicach Halicza, postanowił wyjechać tam z rodziną. Kupił tam gospodarstwo rolne. Tam też jego córka Olga, poznała Grzegorza Wenne, z którym prawdopodobnie w 1922 roku wzięła ślub. Ślubu udzielał im proboszcz tamtejszej parafii rzymsko- katolickiej- ks. Marcin Bosak. Ten sam, który w bestialski sposób został zamordowany przez Ukraińców.
Dowiedziałem się też, że przed ślubem rodziny Studzińskich i Wenne nie przepadały za sobą. Być może powodem była obawa przed mezaliansem? Nie mam dowodów na szlacheckie pochodzenie jednych, ani drugich. Być może jedna z tych rodzin uważała się za szlachecką.
Rodzina Studzińskich przybyła do Wodnik około 1920 roku. Ale skąd przybyła, tego na razie nie wiem. Na pewno wiem, że moja babcia Olga urodziła się w 1905 roku w Wojniczu koło Tarnowa, ale z kolei jej ojciec- Władysław pracował koło Przemyśla. Stąd mój wniosek, że po jakimś czasie rodzina ta wyjechała w okolice Przemyśla, by po jakimś czasie osiąść w Wodnikach.
    Co do rodziny Wenne, to jej przeszłość jest jeszcze bardziej zagadkowa. Mąż Olgi- Grzegorz urodził się w Zarudźcachi koło Lwowa. Wygląda więc na to, że rodzina Wenne mieszkała przez jakiś czas w okolicach Lwowa. Domyślam się, że nie mieszkali tam jednak od zawsze. Znalazłem zapis drzewa genealogicznego tej rodziny, którego początki sięgały XVI wieku w hrabstwie Norfolk w Anglii ! Kolejne gałęzie tej rodziny są z Holandii i Niemiec ( Bawaria).
Dowiedziałem się od mojej mamy, ze kiedyś jej dziadek ze strony ojca wspominał coś o bawarskim pochodzeniu swej rodziny. Nie mam na to jednak (jak na razie) żadnych dowodów w postaci dokumentów, czy metryk.

 Dowiedziałem się w ostatnim czasie kilku bardzo ciekawych rzeczy o rodzeństwie mojego dziadka Grzegorza Wenne. Znów moja mama odświeżyła sobie pamięć i przypomniała sobie kilka istotnych szczegółów na temat rodziny jej ojca.
Brat Grzegorza Julian Wenne był przez długi czas nauczycielem, urodził się około roku 1900, żył jednak stosunkowo krótko, gdyż jeszcze przed wybuchem II wojny światowej zmarł. Jego żoną była Maria. Gdy Julian zmarł, to przeniosła się wraz z dziećmi- Leszkiem i Celiną do Stanisławowa. Leszek urodził się około 1925 roku. Podobno był bardzo wysoki, ale jednocześnie bardzo szczupły.  Celina była o kilka lat młodsza od Leszka, urodziła się w 1930 roku. Przyjaźniła się z siostrą mojej cioci- Ludomiry Pławskiej ze Szczecina, Zdzisławą Redel, która wyszła za mąż za Węgra- Ferencsa Redla.
Edmund Wenne, młodszy brat Grzegorza był lwowskim batiarem. Lubił hazard i rozrywki. Nie stronił też od bójek. W jednym z kasyn ograł pewnego bogatego, wpływowego człowieka. Ten, zdenerwowany przegraną, rzucił się na Edmunda. W ferworze bójki Edmund ugodził swego przeciwnika nożem i tamten zmarł.  Brat Grzegorza w tej sytuacji uciekł aż do Kanady i od tamtej pory ślad po nim zaginął.
Emilia Wenne tez nie miała łatwego charakteru. Okazało się, że wspólnie ze swą przyrodnią siostrą Adelajdą Świerczak  sfałszowała odszkodowanie za śmierć swego ojca - Józefa Wenne, który zginął tragicznie w Kanadzie. Emilia wyszła za mąż za Ilnickiego. Jej mąż został zamordowany przez Niemców w Stanisławowie. Mieszkali tam na ulicy Lotniczej, nieopodal lotniska. Mieli piękny dom, z ogrodem i pasieką. Byli bezdzietni.
Anna Wenne była najstarsza z rodzeństwa, można więc zakładać, że musiała się urodzić około 1890 roku. Jednak niewiele o niej wiadomo.
Adelajda Świerczak była przyrodnią siostrą Grzegorza. Miała syna Rudolfa, mieszkała w Stanisławowie na ulicy Górka. Była elegancką, zadbaną kobietą. Po wojnie wraz z innymi przesiedleńcami osiadła w Smolnie Wielkim (lubuskie), była tam jednak do czasu powrotu syna z wojny. Potem wyjechali razem do jednego z województw na wschodzie kraju.
Pozostała jeszcze Józefa Costazza z d. Wenne, urodzona w 1901 roku, która wyszła za mąż za Ludomira Costazzę. Zmarła w 1974 roku, jest pochowana na Cmentarzu Centralnym w Szczecinie. Szerzej o tej postaci pisałem w mych wcześniejszych materiałach.

 Jakiś czas temu podjąłem wątek przyczyn, które spowodowały przyjazd w okolice Halicza mojej rodziny. Ostatnio doszły nowe, kolejne wątki.
Otóż moja babcia- Olga Wenne z domu Studzińska, urodziła się w Wojniczu koło Tarnowa w 1905 roku. Wynika jednak z tego, że nie mieszkała tam zbyt długo. Wiadomo było,że jeszcze przed wybuchem I wojny światowej chodziła do szkoły powszechnej w Przemyślu, gdzie zamieszkali Studzińscy. Jej ojciec- Władysław pracował tam w majątku Lubomirskich jako zarządca. Wynikało więc z tego, że musiał mieć wykształcenie co najmniej gimnazjalne, aby taką funkcję sprawować. Teraz o mojej babci- dowiedziałem się, że wyszła za mąż bardzo młodo, prawdopodobnie w wieku około 16 lat, gdyż na jej ślub z Grzegorzem Wenne musieli wydać zgodę rodzice. Pierwsze dziecko musiała urodzić jeszcze przed 1923 rokiem (wtedy urodziła się jej najstarsza córka- Stanisława). Dziecko to urodziło się albo martwe, albo były inne komplikacje. Faktem jednak jest, że dziecko to nie przeżyło. Zakładam więc, że w wieku około 16-17 lat była już w ciąży.
Babcia w czasach swej młodości opowiadała mojej mamie o czasach oblężenia twierdzy Przemyśl przez Rosjan. Wspominała jak do ich domu wkroczyli Rosjanie i chcieli porąbać na opał ich fortepian stojący w salonie. Jednak jeden z oficerów nie pozwolił na to żołdakom. Sam usiadł przy instrumencie i zaczął grać... "Mazurka Dąbrowskiego". Dopiero później okazało się, że był Polakiem z pochodzenia!
Zagadką dla mnie jest fakt emigracji mojego pradziadka- Władysława Studzińskiego (ojca mojej babci Olgi) do Kanady. Myślę, że wyjechał około 1908-1910 roku. Nie był tam długo. Prawdopodobnie uległ tam jakiemuś wypadkowi na kolei, w wyniku czego zmarł.

 Dopiero całkiem niedawno dowiedziałem się, iż mój dziadek- Grzegorz Wenne nie urodził się wcale w Żółkwi (tam był ochrzczony), lecz w pobliskiej osadzie Zarudzie. Zawsze to jakiś nowy element rodzinnej układanki. Stąd wniosek, że cała rodzina Wenne mieszkała tam przez jakiś czas, przynajmniej do 1920 roku, kiedy to wyjechali do Galicji.

 


Jak się okazuje, życie samo dopisuje dalszy ciąg wydarzeń. Oto dowód. 


Całkiem niedawno nawiązałem kontakt z Romanem Wenne z Gdyni, który przesłał mi trochę informacji na temat gałęzi rodziny Wenne z Tarnowa. Jego dziadek Juliusz Wenne, służył w 6 pułku piechoty Legionów Piłsudskiego, później był nauczycielem w Buczaczu. Urodzony w 1898 roku, zmarł dosyć młodo w roku 1931. Jego syn (ojciec Romana)- Leszek Wenne urodził się w 1923 roku. Jego żona - Krystyna Wenne z domu Malach, urodzona w 1922 roku, zmarła niestety niedawno.






















2 komentarze: