Mariampol i okolice.


Mariampol na fotografii.


Postanowiłem przedstawić trochę bliżej Mariampol- miasteczko o wielu obliczach i wielu tajemnicach. Zgromadziłem już na tyle dużo ciekawych i fascynujących materiałów, że czas najwyższy, aby je przedstawić.


Na tej fotografii przedstawiona jest panorama Mariampola. zdjęcie to było wykonane z tzw. "Zamku", czyli wzgórza na którym był zamek zbudowany przez Jabłonowskich w 1691 r.

 


To z kolei zdjęcie przedstawia grupę naszych rodaków na jednej z ulic Mariampola.

 


To zdjęcie przedstawia spotkanie grupy naszych pielgrzymów w Mariampolu. Z lewej stoi śp. Stefan Strawiński, a z prawej stoi p. Stanisław Wodyński.


Na tej fotografii przedstawiona jest po lewej stronie panorama wsi Pobereże, a na prawo w oddali widoczne są zabudowania Mariampola.

  Na tym zdjęciu znajduje się cerkiew prawosławna.


Na tym zdjęciu widoczny jest klasztor w Mariampolu. Jak widać jest już dosyć zniszczony, dziś znajduje się tam areszt lub więzienie.










Jest to Dniestr płynący koło Mariampola.
 
Typowe zabudowanie dla tej miejscowości.
 
Panorama Mariampola w kierunku na Pobereże.

  
Piękno Dniestru.




Ostatnia fotografia przedstawia przychodnię lekarską w  Mariampolu.

Oto kolejne zdjęcia mojej ukraińskiej koleżanki, przedstawiające współczesny Mariampol.
Zdjęcie siedziby Mariampolskiej Rady Wiejskiej.

Na kolejnym zdjęciu piękna panorama w kierunku na Jezupol, widziana z miejscowego wzgórza.
 

 Na tej fotografii znajduje się XIX-wieczna studnia, odremontowana w ostatnim czasie.


Wspomnienia Pana Stanisława Obacza, mieszkańca Smolna Wielkiego na temat jego przedwojennych przeżyć w rodzinnym Mariampolu i o powojennej tułaczce aż do osiedlenia się w Smolnie...
 Stanisław Obacz.jpg
" Ja, starszy człowiek w podeszłym wieku, bo urodziłem się w 1926 roku, chcę to co pamiętam, choć w skrócie opisać o mojej rodzinnej miejscowości- Mariampol w powiecie stanisławowskim dawna Galicja. Odpowiadam- gdy królewską Polskę rozebrano na trzy części, zaborcza Austria zabrała nasze ziemie od Krakowa po Lwów i nazwała Galicją- od miasta Halicz, które było niedaleko mnie.
Moi rodzice urodzeni za czasów austriackich. W naszych stronach był taki zwyczaj, że ludzie w wolnych chwilach schodzili się na sąsiedzką pogawędkę. Choć ciężko pracowali, bo maszyn nie było, wszystko ręcznie robili., żniwa sierpami, to się lubili i na pogawędkę był czas. Kobiety przychodziły z kądzielami, przędły przędziwo konopne i lniane, z którego po domach tkało się  płótno. Mężczyźni- na papierosa. Było radośnie. Nie tak jak teraz, że słusznie ktoś powiedział, że zarosły ścieżki do sąsiada. W tych pogawędkach rozmawiano o różnych rzeczach, ale o żadnej polityce nikomu się nie śniło. Rozmawiano o strachach, duchach, wojnach i o Tatarach. Rozmawiano o pańszczyźnie, którą zlikwidowano i na pamiątkę zniesienia pańszczyzny położono krzyż w roku 1848 na końcu wsi.
Ludzie musieli trzy dni w tygodniu iść do dworu do pracy, ale za to żadnych podatków nie mieli i nie brano ich do wojska. Wychwalano austriackie rządy, że była taniocha w sklepach i wolność.
W tych rozmowach starsi słyszeli od swych rodziców o mordowaniu panów przez naszych polskich wieśniaków. O rzezi tej pisał nasz poeta Kornel Ujejski: " Boże, rękę karz, nie ślepy miecz." Władze austriackie pobuntowały wieśniaków, którzy byli biedni, odrabiali pańszczyznę- żeby zabijać polską inteligencję, bo ta namawiała, żeby ludność przepędziła Austriaków z Polski.
Jako dziecko słuchałem tych opowieści, dużo zapomniałem. Mówiono, że chyba nigdzie na świecie nie ma tak pięknego i zdrowego miasta jak nasz Mariampol. Miasto położone na wysokiej górze, skąd rozciąga się widok na kilka kilometrów. U dołu bystry Dniestr płynie i okala miasto. Lasy liściaste, czyste powietrze, tak upodobano sobie Mariampol, że z Polski z różnych miejsc przed wojną, nawet z Gdańska w 1938 roku przyjechali na wczasy harcerze i inni na wdychanie mariampolskiego powietrza. Przed wojną władze myślały urządzić sanatorium. Słynne były tu zabytki w starym parafialnym kościele na zamku.
Za dawnych czasów koło drogi biegnącej do Halicza nazwane były rogatką, a wiemy, że kiedyś rogatki były przy wjeździe do grodu i wpuszczały kupców.
Najstarsza legenda mówiła, że hetman Jabłonowski, objeżdżając na koniu swoje posiadłości, został napadnięty przez goniących go Tatarów. Uciekając skoczył do rzeki Dniestr i gdy był blisko brzegu, koń nie mógł wyskoczyć na brzeg. Hetman był bliski śmierci, z rozpaczy krzyknął: " Jezu, Maryjo, ratujcie mnie!" i koń wyskoczył na brzeg. Na tę pamiątkę nazwał prawą stronę Dniestru wraz zamkiem- Mariampolem.
Wybudował ten zamek obronny z lochami, gdzie kryli się ludzie. Do naszych czasów została brama wjazdowa i wielki dół przed bramą, na pewno był to most zwodzony. Założył herb miasta- Matka Bożą z Dzieciątkiem, a u dołu tarcza z herbem Jabłonowskich. W czasie I wojny światowej zamek został rozbity. hetman Jabłonowski miał w zamku wojsko zwane husarią. Żaden wróg czy Tatar nie wdarł się do zamku, bo Tatarzy nazwali Jabłonowskiego czartem, bo on idąc na wojnę z obrazem Matki Bożej Mariampolskiej, zawsze zwyciężał. Brał udział w odsieczy wiedeńskiej wraz ze swoimi husarami.
Kościół parafialny pod wezwaniem Św. Trójcy wybudował w roku 1740 syn Jabłonowskiego, Jan. kościół ten był tez kaplica zamkową. W czasie I wojny światowej został mocno uszkodzony. Książę Jan Jabłonowski wybudował kościół klasztor dla zakonu kapucynów w roku 1744. Austria wypędziła kapucynów w roku 1790 i oddała klasztor siostrom szarytkom a kościół klasztorny- połowę siostrom i połowę grekokatolikom.
604391_mariampol_klasztor_big.jpg
Kościół i klasztor przetrwały do dziś, choć w bardzo opłakanym stanie. Władze sowieckie po naszym wyjeździe dewastowały kościół. Ukraińcy wyrzucili kości zakonników z podziemi kościoła, nie patrząc na rzeczy święte, niszcząc wszystko co polskie. Taką nienawiścią pałali do Polaków,  że nawet kości ks. Marcina Bosaka wyrzucili z grobu. Znalazł się jednak dobry człowiek, który wykopał te kości z ziemi i położył w grobowcu.
Mariampol miał urząd gminy, Kasę Stefczyka, pocztę, trzy młyny. Siostry zakonne prowadziły szpitalik i aptekę, leki dawały za darmo. Miały tez dom opieki dla staruszków i wychowywały kilkadziesiąt sierot.
Mieliśmy piękną szkołę 7- klasową, że miasta nam zazdrościły. Była wyposażona w salę gimnastyczną, pracownię, gdzie uczono dzieci najpotrzebniejszych rzeczy, był gabinet fizyczny itd. Szkoła była dla dzieci trzech narodowości. Do dzieci przychodziło na lekcje trzech duchownych- rzymsko-katolicki, ukraiński i żydowski. Uczyliśmy się jako przedmiotu obowiązkowego języka ruskiego, trzy godziny w tygodniu. Tak piękna szkołę zawdzięczaliśmy ministrowi oświaty- Sławomirowi Czerwińskiemu, który był jej patronem.
W wieku 7 lat poszedłem do szkoły., a w wolnych chwilach pomagałem rodzicom w lekkich pracach, bo mieli parę morgów ziemi.
Był w Mariampolu proboszcz, wielki działacz społeczny ksiądz Marcin Bosak. Powiedział sobie, że zrobi z Mariampola wieś społeczną na wzór Liskowa Wielkopolskiego. Jeździł po urzędach, był w Warszawie, prosił o pomoc w rozpoczętych dziełach.. Wybudował Dom Ludowy a w nim salę teatralną i pokoje dla stowarzyszeń młodzieżowych. Bolało go bardzo, że wieś nie ma gdzie sprzedawać produktów rolnych. Byli handlarze, przeważnie Żydzi, którzy nieraz mocno cyganili ludzi, więc przy Domu Ludowym wybudował nowoczesną mleczarnię. Skupowała ona mleko nie tylko od naszych ludzi, ale i z okolicznych wsi, wyrabiała słynne masła i serki. Urządził skup trzody i wołowiny. Urządził sklep kółka rolniczego, gdzie można było sprzedać zboże i kupić co dusza zapragnie, nawet materiały do budowy domów. Przymusił Żydka, aby uruchomił  nowoczesną piekarnię, chleby z tej piekarni zajadała ludność z okolicznych wsi i miasteczek, a dzieci lubiły słodkie ciastka i pierniki. Do naszych trzech młynów zjeżdżali ludzie z całej okolicy.
Ksiądz Bosak zaczął budować nowy, piękny kościół na zamku. Nasi Ukraińcy, gdy już nas zabrakło, rozebrali kościół do fundamentu i pobudowali sobie domy z tej cegły.
Nastał rok 1939. W czerwcu kończyłem szósta klasę, a we wrześniu nastała wojna. Nastał raj dla Ukraińców i szabrowników- rabowali sklepy, rabowali klasztor i niektórych bogatych ludzi. Widzieliśmy jak lepsza sfera uciekała do Rumunii w pięknych taksówkach. Widzieliśmy biednych żołnierzy, obdartych i rozbrojonych- robili to Ukraińcy, rzucali kłody i drzewa na drogę, aby zatkać drogę uciekającym.
Aż 17 września 1939 roku wkroczyli do nas Sowieci. Ukraińcy szaleli z radości, że wreszcie Polskę trafi szlag. Tak się odwdzięczyli Polsce, że była matką dla wszystkich. Nastała radość, agitatorzy krzyczeli, że wreszcie pozbędziemy się panów i będziemy mieli upragniona ziemię. Nowi władcy rozdawali ziemię klasztorną, parafialną i od bogaczy zabierali. Długo się nie nacieszyli ta ziemią, bo na wiosnę musieli do kołchozu oddać.
Ludzie byli biedni, bo nie było przemysłu, bo powstająca Polska nie mogła się pozbierać po długoletniej niewoli. była u nas skała zwana Strzyżowicą. Po deszczu ciekły po niej tłuste plamy, nikt się tym nie zajął, a była to ropa. za wsią była druga górka, bielała w niej ładna, biała glina, mogli wyrabiać porcelanę, ale nie zrobiono tego.
My dzieci musieliśmy chodzić do szkoły już radzieckiej. Zmuszano nas do Komsomołu i o jeden rok poniżono klasę, drwili z nas nauczyciele, mówili do dzieci: " Jak swego ucha nie widzicie, tak nie będziecie nigdy Polski widzieć, bo ona już tysiąc metrów zakopana!" Na ludzi nałożyli wielkie podatki, aby zmusić do kołchozu.
W lutym 1940 roku zaczęli masowo wywozić ludzi na Sybir- kto był bogatszy albo za Polski był urzędnikiem, był wrogiem ludu- pędzono do prac przymusowych. W roku 1941 przyszli do nas Niemcy. Zrobili ukraińską policję. Ukraińcy witali ich z radością. Ukraińska policja wzięła się do roboty i w pierwszych dniach zaczęły się łowy na wyznaczonych Polaków. U nas w Mariampolu wywołano księdza Bosaka do gminy z której już nie wrócił, bo go okropnie zamordowano i porżnięto nożami 24 sierpnia 1941 roku.
Przez dwa lata trochę ucichło, ale były łapanki do Niemiec, a w 1943 roku rozgorzało na nowo. Prowodyrzy ukraińscy podburzali ludność ukraińską, żeby się brała za Polaków. U nas w Mariampolu ukraiński ksiądz Stefan Markiewicz na wiecu krzyczał:" Takiego Polaka co czeka na Sikorskiego, lusznią bijcie!".
Naród Rusinów, czyli także Ukraińców, to byli ludzie spokojni, żyli z polakami w zgodzie, były małżeństwa mieszane. Na święta jedni do drugich przychodzili, bo ich Boże Narodzenie jest 6 stycznia. Chodzili do kościoła, a nasi do cerkwi. A po słuchaniu prowodyrów zaczęło się całe piekło- palono polskie wsie i mordowano, w nocy widzieliśmy tylko łuny czerwone na niebie. Myśleliśmy, że może u nas tego nie będzie, chowaliśmy się po norach wykopanych w ziemi, pilnowaliśmy się i nic to nie dało. W nocy z 30 marca 1944 roku o drugiej w nocy otoczyli przysiółek Mariampola zwany Wołczków, czysto polską wieś, około 300 zabudowań, domy kryte słomą- i po dwóch godzinach już wsi nie było! Słyszeliśmy ryk pieczonego bydła i jęki mordowanych, proszących o darowanie życia. zamordowano ponad 60 osób, bezbronnych- młodych, starców i dzieci. Żyliśmy w ciągłym strachu.
W lipcu 1944 roku Niemcy uciekli, przyszli Sowieci, morderstwa były dalej, ale może na mniejszą skalę.
W 1945 roku na wiosnę zwołano nas na zebranie i oznajmiono, że Polacy muszą wyjechać, bo Stalin dogadał się z Ameryką i Anglią. I że te nasze ziemie mają być jego, a Polacy muszą wyjechać na zachód, albo niech podpiszą obywatelstwo rosyjskie, to zostaną. Niektórzy zostali, my musieliśmy zostawić pola ze zbożem i bez niczego jechać. Ludzie płakali, brali garść ziemi i nie wiedzieliśmy, gdzie nas zawiozą. dwa tygodnie musieliśmy czekać na wagony, siedząc na swoich tłumokach, na peronie w Stanisławowie. Przyszły węglarki bez dachu, załadowaliśmy się, choć była straszna ciasnota. zawieziono nas do Zabrza i musieliśmy wyrzucać nasze rzeczy z wagonu, bo nasze wagony poszły po nasz węgiel i zawiozły do Rosji. My dostaliśmy polskie węglarki i musieliśmy się do nich załadować. Wożono nas bez żadnego porządku.
26 sierpnia 1945 roku wyjechaliśmy ze Stanisławowa, a przywieziono nas na Ziemie Lubuską do Smolna 16 października- głodnych, zmarzniętych i z robactwem na ciele. Tu tez głodowaliśmy, bo Ruscy zboża wymłócili, kartofle wykopali, co było po Niemcach. Jakoś przeżyliśmy te trudności, dzięki Bogu żyjemy, ale tego co przeżyliśmy, nie zapomnimy..."


Myślę, że warto w tym miejscu zaprezentować wiersz autorstwa Kasi Pajcz, wnuczki pani Jancelewicz- mieszkanki Smolna Wielkiego, mieszkającej przed wojną w Mariampolu. Okazuje się, że bardzo dużo mieszkańców mojej miejscowości pochodzi z okolic Mariampola. Uważam, że to bardzo dobrze, iż młode pokolenie docenia i ma możliwość poznania ziemi swoich przodków.
" Do korzeni wrócić chcę.

Oto jestem w tej krainie
gdzie serce z dziada pradziada bije,
przez ruiny zamku wchodzę,
brama z dwóch lip na mej drodze.
Widok aż mi dech zapiera,
toż tam raj się rozpościera!
Mariampolski gród na górze,
stąd spogląda na swe róże,
Dniestr w swym pięknie utulony
tłoka z bydłem, góry, doły...
Niezmierzone cuda Boże,
Mariampolu, któż cię opuścić może?
A jednak historia zmusiła
by cię polska ludność opuściła.
Lecz choć drzewa przesadzone,
korzenie zostały nienaruszone.
Dziś Polacy powracają,
by tę ziemię ujrzeć całą.
I do serc swych przytulają
- Ona życie im dała..."


Kasia Pajcz
Mariampol, 28 sierpień 2005 (napisane podczas pielgrzymki do Mariampola).
 Publikuję fotografię z Mariampola, pochodzącą ze strony p. Dorosza http://http://mariampol-wolczkow.prv.pl/, niestety, nie wiadomo, kto znajduje się na tym zdjęciu? Może ktoś z moich szanownych Czytelników rozpoznaje te osoby, lub chociaż miejsce?
















  

Wertując metryki z parafii Mariampol, natrafiłem na ciekawostkę- notę opisującą Mariampol i okolicę, ze szczególnym uwzględnieniem parafii Mariampol z roku 1884.

" Może kiedyś po latach wielu, gdy nikogo z końca 19 stulecia nie będzie, tu zaglądnie i o przeszłości dowiedzieć się zechce. Z tych zapisków jakie się do tego czasu zachowały w metrykach, niewiele się dowiedzieć można o początkach Mariampola i Kościoła, co już z zapisków ks. Biernackiego się pokazuje. Dniestr od czasów ks. Bielińskiego zmienił swoje koryto i jeżeli wtedy po pod sam ogród probostwa płynął, to ogród aż do rzeki sięgał- to teraz dawien dawna płynie środkiem równiny jaka jest z jednej strony pomiędzy Jezupolem i Pobereżem, a Dubowcami i Mariampolem z drugiej strony, więcej w prostym kierunku i od południa ledwie w jednym punkcie ( tj. na początku) dotyka góry Mariampolskiej w części ogrodu pałacowego.
-Z dawnej świetności zamku tylko ślady, sam zamek długie lata nie pokryty dachem wyglądał strasznie spustoszonym, teraźniejszy dopiero właściciel hr. Nikodem Potocki wdowiec po księżnej Jabłonowskiej pokrył pokrył go w 1880 roku dachem i tak będzie oczekiwał nim się znajdzie jaki właściciel, któryby go na mieszkanie zrestaurował. Część muru obronnego i wałów jeszcze się znajdują, lecz część już rozebrana na parkan ogrodu dworskiego od zabudowań mieszczańskich. Ks. Bieliński w księdze gdzie zapisywał wydatki i sprzęty i rzeczy kościelne spisuje i swoją plebanię i wspomina o ogrodzie na włoski sposób urządzonym.
dziś trudno dociec, gdzie ta plebania stała. Zdaje się tylko, że była ona od wieży kościelnej tj. Babinca w prostym kierunku na północ od parkanu kościelnego, frontem do rynku obrócona, a ten lecz domysł naprowadza to, że tylko w tej stronie kilka sążni parkanu jest z cegły, później po rozebraniu starej plebanji z dalszym ciągiem parkanu z opoki złączonego. Nie ma włoskiego ogrodu i mała tylko alea od północno zachodniego rogu parkanu ku północy się ciągnąca z lip karłowatych, świadczy dziś o istnieniu tegoż. Lipy naokoło Kościoła znacznej objętości, nie wiedzieć czy długo istnieć będą i czy kilka nie padnie pod siekierą, aby ciasny kościół odpowiednio rozszerzać.
nota.jpg
Mały jest na 2400 parafian którzy liczniej w kościele się gromadzą, a do tego tylko część od zakrystii jest murem zwykłem, środek mur pruski, ciężki, prócz wieży za czasów ks. Tarnawieckiego zbudowanej, która podobnie jak część zakrystyi jest trwalszej budowy. Ślady po rządach. ks. Bielińskiego, który tu umarł 1787 znajdują się wszędzie i kto wie czyli nie Jemu najwięcej zawdzięczać trzeba. Malowidło Kościoła, dzwonnica i wiele rzeczy kościelnych jeżeli nie jego własnym kosztem to za jego staraniem istnieją do tego czasu- żył lat 89 i na starość dopiero nie zajmywał się parafią i dlatego z tych 2 lat 1783 do 1785 nie ma zapisywanych chrztów. Ks. Biernacki jak wieść niesie powracał z Ujścia Zielonego i za Wołczkowem z góry bryczka się przewróciła, a że palił fajkę, cybuch przy wywrocie dostał się do gardła, co było przyczyną jego śmierci. Lecz na pewno tego dowieść nie można bo to mógł być i ks. Pietrzykowski, który także się wywrócił i w kilka dni umarł. Starsi ludzie opowiadają, że jeszcze około r. 1845 zamek był zamieszkały, było nieraz tam szumno i gwarno a nieraz oświecony lampionami i sztucznemi ogniami. Długie lata stationowali tu huzarzy, którzy tak jak inne oddziały w 1848 r. ze wszystkiem poszli do Węgier i bili się z wojskiem austryjackiem a potem rosyjskiem. Kasarnię mieli oni obszerną na dole przy drodze prowadzącej z rynku ( obok muru klasztornego) do Dniestru i to w miejscu nieco wyższym przypierającej do drogi wiodącej pomiędzy stawiskiem a mieszkaniami do folwarku. Obecnie jest kilka domków murowanych, które na mieszkania dla oficerów Rząd wybudował, a które później za małe pieniądze Żydzi nabyli. Mniejsza już o inne domki, ale te dwa domki pomiędzy plebanią a rynkiem powinien ks. proboszcz M. Żabiński starać się wszelkiemi siłami o ich nabycie. Lud tu biedny bo grunta rozdrobione a zarobków mało. Dawniej budowano tu wiele galarów i wodą spławiano od kilkunastu lat coraz mniej budują i podobno w niedalekiej przyszłości upadnie ten zarobek zupełnie. Liczba Laciników w samem miasteczku nie wzmogła się, więcej na Przedmieściu Wołczkowie, a najwięcej w Delejowie, którego mieszkańcy ( cdn.)
Kopia nota.jpg
 szlachta jest ubogą- a jednak jak dotychczas w związki małżeńskie nie wchodzi z chłopami. W roku 1883 obchodzono i tu pamiątkę odsieczy wiedeńskiej dnia 12 grudnia uroczyście, bo to jest właśnie okolica, która w czasie napadów tatarskich najwięcej ucierpiała. Ludność w owych wojennych czasach została w większej części wymordowaną,a na ich miejsce sprowadzono kolonie mazurskie, ztąd to właśnie pochodzi że w tych stronach znajdują się parafje łacińskie z większą liczbą ludności. Chłop chociaż nie skory do objawów swoich uczuć politycznych, tą jednak razą zebrali się w wielkiej liczbie w kościele i co się pomieścić mogła była na odczycie w szkole, który miał obecny nauczyciel Ignacy Spirydowicz.
Na jednej kartce w księdze natorum z r. 1783 jest wzmianka, że żydostwo już do miasta ściąga i nalicza 6 domów żydowskich. W 100 lat jakaż to wielka różnica! Prócz plebanji ruskiej położonej w południowej stronie rynku prawie we środku tej ściany rynkowej i domu murowanego, gdzie się zaczyna ulica wiodąca w stronę Delejowa, cmentarza i S.P. Jana Konopki, wszystkie inne domki są w ręku Żydów. Wszędzie oni rej wodzą i przy wyborach gminnych mając większość w 2 kołach swoich żydowskich kandydatów przeprowadzają. Już i na Przedmieściu i Wołczkowie kilku osiadło i nie daj Boże, aby w następnym stóleciu tak się rozszerzali, bo w 1883 i tak mało byłoby tam katolików.
Hrabia P. Nikodem Potocki, który miał za żonę Jabłonowską nie cierpi Żydów. Propinację im nie wydzierżawił, także promu na Dniestrze i zniósłszy tę wielką liczbę szynków, tylko w propinacji katolik sprzedaje wódkę na jego rachunek. Zawiązało się tu kółko rolnicze, które ma na celu podniesienie gospodarstwa wiejskiego za inicjatywą tegoż hrabiego, który chociaż jako pensjonowany major nie jest gospodarzem, jednak ma dobre chęci i dobrym przykładem przyświeca. Na te zebrania zbierają się członkowie w niedzieli i we święta wieczorami i tak na czytaniu i naradzie kilka godzin spędzają, kiedy pijacy wolą raczej gdzie indziej czas spędzać.

nota2.jpg

Pewne części przedmieścia mają swoje pewne nazwy i tak tych kilkanaście domów w kierunku północnym od kościoła a na zachód od cmentarza ( przy drodze do Delejowa etc.)  w dole w brzegu nad starem korytem Dniestra położonych nazywają Psiarnią. Powiadają, że dawniej tam Panowie na polowania trzymali tam psiarnię. Ulica na Przedmieściu za folwarkiem na wschód ciągnąca aż do potoka nazywa się Słoboda, a tam mieli mieszkać początkowo zwolnieni od pańszczyzny Kozacy dworscy.  Wczasie wylewów Dniestra, który najbardziej wylał w 1882  sięga woda do chat na Psiarni. W bież. roku 1884 padały w drugiej połowie czerwca często deszcze, to też około 20 ( 20-tego?) powylewały szczególniej w zachodniej Galicyi rzeki. Tu stan wody był prawie o 3/4 łokcia ( 18 cali) niższy jak w r. 1882 , zalane było paswisko u podnóża góry ogrodu plebańskiego tylko częściowo, mimo, że koło Sambora Dniestr i Strwiąż bardzo wylał, tak samo inne rzeki jak Stryj, Bystrzyca, etc. bardzo wezbrały. Potrzeba koniecznie regulacji rzek i nasypów brzegami i czy już teraz wezmą się  do tego wielkiego dzieła i za kilkadziesiąt lat będą się może mieszkańcy dziwić jak mógł Dniester wylewać.  Część gdzie kościół położony a dalej zamek górują nad paswiskiem  i korytem Dniestra ale że rzeka coraz więcej się zagłębia, to przyjdzie czas, że dzisiejsze paswisko bedą mogli uprawiać, bo powierzchnia rzeki będzie o kilka sążni niżej gdy teraz zaledwie 5 łokci wysokość brzegów na tem miejscu wynosi, a gdzieniegdzie i znacznie mniej. Już koło Halicza większa przestrzeń była zalana i z miasta doo dworca kolejowego i dalej do Bołszowca dostać się stamtąd było trudno.
Z aktów fundacyjnych i niektórych papierów wypływa, że proboszczowie mniemali jakoby proboszcz Bieliński przeniósł się na probostwo do Brzeżan i tam umarł, tak dokładnie nie jest bo umarł tu i w metryce 1787 pomiędzy zmarłymi jest zapisany i prawdopodobnie w kościele jest pochowany, bo cmentarz w drodze do Łanów otworzony został 1790 a do tego czasu chowano przy kościele. Został on wprawdzie prezentę (?) na Brzeżany, ale zrezygnował, pisał on do metryk jeszcze w 1784, ale tak mu się ręka trzęsła, że dziś ledwo odczytać można.    
Kopia nota2.jpg
Tu w kościele wchodząc po prawej stronie w pierwszej arkadzie pod oknem od chora pierwszem gdzie obecnie stoi w kącie konfesjonał pochowane są zwłoki ks. Szymona Dąbrowskiego a na przeciw po drugiej stronie drugiego ks. Wikarego. Zwłoki późniejszych proboszczów spoczywają na cmętarzu a mian. Pietrzykowskiego i Biernackiego. Ks. Felsztyński przeniósł się do Kolnik, gdzie umarł jako jubilat 1875. Ks. Tarnawiecki do Tarnopola, gdzie około 1865 r. zakończył zycie. Od r. 1856 zostają tu jako proboszcz ks. Maciej Żabiński obecnie 81 lat liczący do tego chorowity. Od kilku lat miewa msze święte porą zimową w pokoju, bo kaszle niemiłosiernie. Na pierwszej karcie bez wymiaru naokoło wyrysowałem położenie plebanji."
( tekst zgodny z oryginałem)
nota3.jpg



Od dłuższego czasu zastanawiałem się w jakich miejscowościach mieszkają mariampolanie i ich potomkowie. Z pomocą przyszedł mi niezawodny Staszek Dorosz, który ma w tym temacie trochę lepsze rozeznanie ode mnie.
Głubczyce i położony koło nich Dziećmarów, Racibórz,
Skorogoszcz i obok Mikolin, Lewin Brzeski, Opole,
Przylesie koło  Brzegu,
Miłocice (kiedyś Kaczkowice?), obok Samborowiczki, Przeworno, Strzelin,
Gorzanów,  obok Bystrzyca Kłodzka,
Smolno Wielkie,
Chojnów woj. zachodniopomorskie,
Okolice Nysy i inne.
W książce napisanej przez ks. Grochalskiego z okazji koronacji obrazu, jest wykaz imienny osób uczestniczących i miejscowości skąd przyjechali. 
Ja jednak mam nadzieję, że to nasi Czytelnicy uzupełnią te naszą listę.


Odpowiadając na prośbę Pana Ronalda Zawaski z Kanady, umieszczam  przetłumaczony tekst o jego poszukiwaniach przodków z rodziny Obacz i Maliborskich. Mam nadzieję, że ktoś z was przy okazji swych poszukiwań natknął sie kiedyś na te osoby?
Oto jego list:
"Mój ojciec nazywał Michael ( Michał ) Zawadzki, urodzony w Mariampolu w 1901 roku.
Dodatkowe informacje:
Michael ( Michał ) Zawadzki ( 1901- 1966), zmarł w Kanadzie
jego matka: Theophila ( Teofila) Zawadzka z domu Wołoszyn
jego ojciec: Wawrzyniec Zawadzki ( 1877-1922)
Matka mojego ojca- Teofila miała siostrę o imieniu Olga ( Wołoszyn)
Jest możliwe, że Olga Wołoszyn wyszła za mąż za Maliborskiego, mieli dziecko- Mary ( Marię) Maliborską ( 1908- 1991), zmarłą w Kanadzie, która wyszła za mąż za Johna ( Jana) Obacza ( 1900- 1955, zmarł w Kanadzie).
Maria Obacz ( Maliborska) przybyła do Kanady około 1926 roku i poznała swego przyszłego męża Jana Obacza już w Kanadzie. Więcej informacji o niej będę miał od jej syna Chestera, który mieszka w Toronto. Spotkam się z nim we wrześniu tego roku.
Maria Obacz miała kuzyna w Kanadzie, on pochodził z Mariampola. Jego rodzina nazywała się Chimchak ( Chimczak?).
Wiem na pewno o Chesterze Obacz, że urodził się w 1945 roku, jego matką była Maria Obacz ( z domu Maliborska z Mariampola).
Domyślam się, że matką Marii była Olga i dlatego mój ojciec powiedział, że on był kuzynem Marii Obacz.
Ojciec Chestera- John Obacz miał siostrę- Olgę Obacz, która przybyła do Kanady. Urodziła się około roku 1915, a zmarła około 1995 roku. Wyszła za mąż za Stanleya Galda.
Ojciec Chestera miał też brata Kaspera Obacza, który był w wojsku. Został zabrany przez Rosjan podczas pierwszej wojny światowej i ślad po nim zaginął."


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz